Rozpoczął się proces w sprawie głośnego zabójstwa przy ul. Narutowicza w Lublinie. Młody mężczyzna zginął z rąk 31-letniego Kamila K. Jak wynika z relacji świadków, panowie pokłócili się o swoje kryminalne „dokonania”
– Kamil bił się z Mateuszem. Na chwilę się uspokoiło, ale potem znowu zaczęła się gadka o kryminalne, o tym kto ile siedział – wspominał w środę w sądzie Damian K., kolega zmarłego Mateusza. On sam również został ranny w bójce. Dostał cios nożem w udo.
Do fatalnej w skutkach awantury doszło pod koniec lutego, przed sklepem spożywczym przy ul. Narutowicza. 27-letni Mateusz K. – późniejsza ofiara – robił tam zakupy. Był z kolegami, rozmawiali z obsługą. Wtedy do sklepu weszli Kamil K. i Włodzimierz P. – obecni oskarżeni.
31-letni Kamil K. miał do pretensje do siedzących w sklepie mężczyzn, że blokują przejście. Z kolei Włodzimierz P., chwalił się, że ma firmę ochroniarską, a Kamil jest jego „największym zabijaką”.
Mateusz K. słysząc, że ktoś zaczepia jego znajomych, chciał interweniować, ale kolega go uspokoił. Z przedstawionych w sądzie nagrań z kamery monitoringu wynika, że obaj oskarżeni wyszli z zakupami przed sklep. Po chwili pojawił się tam Mateusz K. z kolegami. Doszło do sprzeczki. Padły pierwsze ciosy. Mateusz K. i jeden z jego kolegów przewrócili Kamila K. bili go i kopali. Włodzimierz P. próbował rozdzielić walczących.
Kiedy na chwilę sytuacja się uspokoiła, Kamil K. wstał i ruszył w kierunku grupy mężczyzn. Na nagraniach nie widać ciosów, które padły parę sekund później. – Podszedłem do oskarżonego. Chciałem powiedzieć, żeby sobie poszedł. Wtedy wbił mi nóż w udo. Odskoczyłem i krzyknąłem „uważajcie, on ma kosę” – zeznał podczas wczorajszej rozprawy Damian K.
Oskarżony chwycił Mateusza, odwrócił plecami do siebie i zadał mu szybkie ciosy w klatkę piersiową. Swoją ofiarę ugodził cztery razy. – Broniłem się – tłumaczył w sądzie 31-latek. – Byłem na ziemi, kopali mnie. Potem drugi raz. Jak wstałem, to znowu do mnie startowali. Myślałem, że będzie powtórka.
Mężczyzna zapewniał, że nie pamięta dokładnie, w którym momencie sięgnął po nóż. Przekonywał, że nie chciał zabić 27-latka. Tłumaczył, że to Mateusz K. był agresywny i prowokował bójkę.
Inny jego obraz przedstawiła na Sali rozpraw matka 27-latka. – Był dobrym dzieckiem. Wspierał mnie po śmierci ojca, zajmował się młodszym bratem – zapewniała.
Sąd przypomniał jednak zeznania, jakie składała podczas śledztwa. – Mateusz po alkoholu był agresywny. Lubił się bić i robił to bardzo dobrze. Był bardzo charakterny – oceniła kobieta. – Potrafił się bronić nawet przed ludźmi z nożem. Jak miał z kimś problem, to mówił „chodź na solo”. Odsiedział prawie rok.
Mateusz K. zmarł na miejscu zdarzenia. Nożownik i jego kolega – Włodzimierz P., uciekli. Na miejscu bójki policjanci znaleźli saszetkę, a w niej zdjęcia dwóch mężczyzn. Kiedy pokazali je świadkom, ci rozpoznali oskarżonych. Policyjny pies doprowadził mundurowych do mieszkania Włodzimierza P.
35-latek ukrywał się tam razem z Kamilem K. Nie otwierał policjantom. – Bałem się, że mnie aresztują, chociaż nic nie zrobiłem. Nie miałem żadnego wpływu na to, co się stało – wyjaśnił później Włodzimierz P.
Teraz odpowiada przed sądem za ukrywanie kolegi. Kamil K. spędził u niego noc po bójce. Kilka dni później został zatrzymany przez policjantów, w jednym z mieszkań w Lublinie.
Sprawę rozstrzyga Sąd Okręgowy Lublinie. Kamilowi K. grozi nawet dożywocie.